Zanim zostałam logopedą zawsze na pytanie o smoczek, odpowiadałam „nigdy w życiu!”. Czy trzymam się tego nadal? Przeczytajcie 🙂
Nawet nie sądziłam, że kiedy zostanę mamą, tak wiele zmieni się w moim świecie. Nie łatwo zmieniam swoje poglądy logopedyczne, ale teraz widzę, że czasami oprócz suchych regułek trzeba popatrzeć szerzej na niektóre sytuacje. Każda sytuacja jest inna, inne jest każde dziecko, inna jest każda matka. Na pewno się ze mną zgodzicie.
Zawsze mówiłam, że nigdy w życiu nie podam smoczka. Pewnie dalej trzymałabym się tego stwierdzenia, gdybym nie została mamą. Powiem więcej, gdybym nie została mamą bliźniaczek. Uwierzcie, czasami świat staje na głowie 🙂 Dziś mój stosunek do smoczków jest następujący: uważam, że używanie ich do pierwszych urodzin dziecka jest ok. Maksymalnie do pierwszych. Mimo to, mamy plan, aby od skończonych 6 miesięcy moich dzieci odstawić już całkowicie smoczek, który gości w naszym życiu (a nawet dwa).
A więc: tak, mamy smoczki!
Na początku dręczyły mnie okropne wyrzuty sumienia – ja, logopeda, w dodatku jakaś tam już blogerka, sama mam dać smoczek dzieciom, kiedy do tej pory tak nim straszyłam? Ale życie nie składa się tylko z czerni i bieli. Kiedy zostajesz w domu z dwiema małymi istotkami sama, bo mąż w pracy, mama w pracy, babci akurat nie ma, to nie zawsze jest łatwo, szczególnie na początku. Moje dzieci miały tak silny odruch ssania, że czasami potrzebowały tego smoczka bardzo. Arię na jeden głos może jeszcze próbowałabym przetrzymać. Na dwa głosy już nie. Uznałam, że matka zdrowa psychicznie jest moim dzieciom bardziej potrzebna niż znerwicowana do granic możliwości i być może ledwo przygłucha od wrzasku 🙂
To, że pozwoliliśmy im na smoczki, nie oznacza jednak, że nie ma w tym żadnych reguł. Trzymamy się pewnych zasad, takich jak na przykład:
- Nie dajemy smoczka bez powodu – bo ma otwartą buzię, bo akurat nic nie robi to może chce smoczka?, bo płacze (a nie wiadomo jeszcze z jakiego powodu) – nie! Zawsze sprawdzam czy na pewno nie jestem w stanie opanować płaczu innym działaniem, nie daję smoczka z nudów.
- Wybraliśmy dobry smoczek, dopasowany do wieku dziecka (jest to napisane na każdym opakowaniu), anatomiczny (jak najbardziej zbliżony do kobiecej piersi). Pamiętajcie, że używanie zbyt dużego czy zbyt małego smoczka może powodować nieprawidłowe trzymanie go w buzi, a przez to przyzwyczajać np.: język do nieprawidłowego położenia. To może kiedyś skutkować wadą wymowy, a tego bardzo nie chcemy.
- Dajemy smoczki do wieczornego zasypiania (jeśli widzimy, że bardzo ich szukają), ale zaraz po zaśnięciu wyciągamy z buzi dziecka.
- Mamy smoczki w pogotowiu kiedy jesteśmy u lekarza czy w innym publicznym miejscu, w którym nagła „syrena” na dwa głosy mogłaby nie być do opanowania 🙂
- Jednym słowem – traktujemy je jako wspomagacze, ale tylko w sytuacjach kryzysowych.
Aktualnie jesteśmy na etapie powolnego oduczania. Nawet zasypianie coraz częściej obywa się już bez nich. Już wkrótce moje dzieci skończą pół roku i od tego dnia spróbujemy całkiem się ich pozbyć. Mam nadzieję, że nam się to uda.
Kiedy zadałam Wam pytanie o smoczki na moim Facebookowym profilu , wiele z Was pisało, że Wasze dzieci w ogóle nie chciały smoczka. Zazdroszczę Wam, bo sama wolałabym mieć taką sytuację, ale i tak uważam, że dzięki temu, ze mamy sztywne zasady co do ich stosowania, sytuacja jest opanowana i pod kontrolą 🙂
Wiele osób twierdzi też, że lepszy smoczek od kciuka. I tu się zgadzam. Znam historię dziewczynki, która pomimo, że ma dziś 10 lat, ma tak zdeformowaną kość kciuka, że nie da się z tym już nic zrobić. Jest to skutkiem ssania palca. Smoczek możemy wyrzucić, zepsuć. Z kciukiem (czy każdym innym palcem) się to nie uda.
Może pomyślicie sobie, „ładna mi logopedka, sama daje smoczek”. Tak, daję i otwarcie Wam o tym mówię. Bywały dni zaraz po urodzeniu moich dzieci, że gdyby nie smoczki, widzielibyście mnie już siwą. Dzięki nim jestem nadal brunetką, a moje maluchy powoli się z nimi rozstają. I wszyscy jesteśmy szczęśliwi 🙂
Ponad rok temu pisałam już dla Was o smoczku i o tym w jaki sposób go odstawić. Wtedy jeszcze nie jako mama, przeczytacie to klikając tutaj – klik!klik!
Pamiętajcie, wszystko z głową!