Narodziny dziecka wywracają życie do góry nogami, z tym nie można się nie zgodzić. Jednak w moim osobistym przypadku, wywróciło się także całkowicie moje życie zawodowe.
Dziś chcę się z Wami podzielić nie pomysłami na nowe ćwiczenia, nie nową grafiką ale moimi osobistymi doświadczeniami i przemyśleniami, dotyczącymi wpływu mojego macierzyństwa na moje spojrzenie na pracę logopedy.
Bo niby wszystko kręci się tak samo, może nawet lepiej, ale jednak – inaczej.
Dziś widzę, że zanim zostałam matką, nie rozumiałam dlaczego kobiety, które trafiają do mnie na diagnozę logopedyczną tak się często stresują, niecierpliwie zaciskają palce u rąk, podczas gdy ja badam ich dziecko. To tylko diagnoza. Dziś je rozumiem – nawet jeśli tą diagnozą jest tylko skrócone wędzidełko, oznacza to, że ich dziecko ma jakiś kłopot. Może niewielki, ale ma. I teraz one muszą zatroszczyć się o to, by mu pomóc. Dziś także potrafię poczuć to samo co czuje matka, która słyszy o wiele trudniejszą do przyjęcia diagnozę.
Zanim zostałam matką, tak lekko wypowiadałam to zdanie – „musicie ćwiczyć w domu codziennie, najlepiej 60 minut„. Dziś uśmiecham się kiedy to wspominam, bo wiem, że na tą matkę czeka w domu może drugie dziecko, mąż, obiad do zrobienia, pranie wysypujące się z kosza, pełna zmywarka, głodny pies, przelewy, lekcje do odrobienia z dzieckiem i tak dalej, i tak dalej… I choć nadal uważam i wiem, że 60 minut ćwiczeń dziennie byłoby genialną możliwością, podchodzę do tego z dystansem. „Poćwiczcie ile Wam się uda, nawet 15 minut będzie lepsze niż nic” – tak mówię dziś.
Zanim zostałam matką, afazja była dla mnie jednym z wielu zaburzeń na A. Badanie, diagnoza, terapia. Ciach. Dziś skóra cierpnie mi na plecach, kiedy pracuję z dzieckiem z afazją i widzę oczy jego mamy (przepraszam wszystkich ojców, oczywiście Was też mam na myśli!). Często oczy pełne łez – moje dziecko NIE MÓWI! Nie powie na co ma ochotę na śniadanie, nie wyrecytuje wierszyka na szkolnym przedstawieniu, nie powie „kocham cię, mamo”. I dopiero dziś sama potrafię poczuć ból rodziców, którzy walczą razem ze mną o każdy nowy dźwięk, nowe słowo. Wierzę mocno, że nam się uda.
Zanim zostałam matką nie zawsze rozumiałam jak dziecko, które wymaga terapii tak często ją opuszcza, a może nawet rezygnuje z niej. Dziś wiem, że dzieci to największy skarb, ale też mnóstwo wydatków. Te wydatki rosną szczególnie, jeśli dziecko ma wiele kłopotów rozwojowych i potrzebuje bardzo wielu zajęć i pomocy. Dziś się nie dziwię.
To, że sama mam dzieci nauczyło mnie bardzo wiele jako terapeutę. Inaczej patrzę na moich małych Pacjentów, w inny sposób rozmawiam z ich rodzicami. Dla mnie to ogromnie cenne doświadczenie.
![](https://logopedarybka.pl/wp-content/uploads/2018/02/23415498_1616152371782390_4640909982009543105_o.jpg)
Macierzyństwo dało mi nowe spojrzenie na moją pracę, ale dało mi także wielkiego „kopa” – myślałam, że nieprędko wrócę do pracy. A dziś? Pracuję z małymi Podopiecznymi w gabinecie, piszę dla Was regularnie (ciągle pytacie kiedy mam na to czas, często jedną ręką prasuję, a drugą zapisuję na brudno szkic artykułu dla Was), projektuję nowe pomoce i książki (notes i cienkopis wożę ze sobą zawsze, nie ma dla mnie miejsca, w którym nie mogłabym czegoś naszkicować kiedy najdzie mnie wena), prowadzę szkolenia. Nie wiem jak to robię, ale im więcej biorę na siebie obowiązków, tym więcej mam na nie czasu. Może to jest jakaś magiczna recepta? 🙂
Bardzo jestem ciekawa, czy u Was, drogie Czytelniczki, macierzyństwo także zmieniło spojrzenie na pracę z dzieckiem, drugim człowiekiem?