Ile słów mówią moje dzieci? – Pomysł na pierwszy pamiętnik

To nie będzie tekst, który obleje Cię zimnym potem i zmusi do nerwowych porównań. Nie będzie tabelek, wyliczeń ani porównań. Chcę pokazać Ci naszą rzeczywistość i podpowiedzieć pomysł na najlepszy „pierwszy pamiętnik” Twojego dziecka. Usiądź wygodnie 🙂

To było nieuniknione. Wiedziałam, że jeśli kiedyś w życiu będę mieć dziecko, jako logopeda, będę siłą rzeczy baczniej obserwować rozwój jego mowy. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że zostanę mamą dwóch Małych Istotek na raz, a przez to temat rozwoju języka będzie u nas jeszcze… ciekawszy! Bo to naprawdę jest CIEKAWE. Jak to jest u bliźniąt? Czy mówią tak samo jak dzieci z ciąż pojedynczych? A może jednak mniej? To musi być ciekawe, choćby z faktu ilości Waszych pytań skierowanych do mnie w wiadomościach czy mailach 🙂

Za naszymi plecami widzicie karteczki z przyklejonymi słowami wypowiadanymi przez moje dziewczyny. Jest to oczywiście tylko część słów.

Istnieje teza, która głosi, że mowa bliźniąt rozwija się wolniej i słabiej w porównaniu do dzieci nie będących bliźniętami. Ma to związek z wypracowaniem przez dwójkę nieustannie obcujących ze sobą dzieci, swoistego kodu porozumiewania się. Kod ten ma opierać się w znacznej mierze na komunikacji niewerbalnej (gesty, mimika). Jednym słowem, dzieci te tak dobrze się znają i rozumieją, że we wzajemnej komunikacji nie potrzebują słów, nie mają więc możliwości „trenowania mowy”. Teza ta jednak może też wynikać stąd, że ciąże bliźniacze to ciąże wysokiego ryzyka – często od początku „leżące” (brak stymulacji prenatalnej, dziecko ma mało bodźców z poza brzucha mamy), z wieloma komplikacjami, zagrożone porodami przedwczesnymi i wynikającymi z nich powikłaniami wcześniaczymi. Tu wszyscy jesteśmy zgodni – to nie są warunki idealne do książkowego rozwoju mowy.

Ale czy tak samo jest u nas?

Na szczęście nie. Owszem – musiałam leżeć, ale połowę ciąży. Dziewczyny są wcześniakami, ale nie skrajnymi, a ich jedynym powikłaniem wynikającym z tego faktu, była niska masa urodzeniowa, którą ochoczo nadrabiają po dzień dzisiejszy (widzicie te pulchne nóżki? 🙂 ). Myślę jednak, że największym ich szczęściem w tej sytuacji jest to, że ich mama ma świra na punkcie swojej pracy i od razu wiedziała co robić. Tak, przyznaję – od urodzenia stymuluję ich rozwój poznawczy, by udowodnić, że teza o rozwoju mowy bliźniąt nie jest pieczątką, przybitą w dniu urodzin i niemożliwą do usunięcia. Robię to jednak przede wszystkim dla nich.

Dziewczyny gadają jak najęte, ale to mogą mieć po matce. Mówią dużo, dużo czasu spędzają z nami, a my mówimy do nich dużo i świadomie. Widzą, że cieszymy się z każdego nowego słowa, a to je motywuje. Nie spędzają czasu „sam na sam”, więc zawsze blisko jest ta osoba, która mówi do nich. Nie oglądają telewizji, oglądają za to tony książeczek. Łamiemy stereotypy.

Kiedy skończyły 17 miesięcy (aktualnie mają 18), postanowiłam spisać wszystkie ich słowa, których używają na co dzień, czyli tak zwany słownik czynny. Zrobiłam to dla własnej zabawy, ale później przyszła mi do głowy myśl, że przecież to jest kapitalna pamiątka! Nie jesteśmy w stanie zapamiętać wszystkich śmiesznych określeń naszych dzieci, a na kartkach możemy je zachować.

Wydaje Ci się, że Twoje dziecko jeszcze nic nie mówi? Tylko Ci się tak wydaje. Oczywiście, że nie mówi jeszcze pięknych i wszystkim zrozumiałych słów. To nie są słowa w znaczeniu „naszych” słów (przypominam – mówimy o wieku 18 miesięcy, na przykładzie moich Córek). Jako słowo traktujemy wyrażenie/ zwrot/ określenie danego przedmiotu/osoby, które jest konsekwentnie i świadomie powtarzane przez dziecko za każdym razem. Jeśli zatem Twoja pociecha na zegar mówi TI (a nie nawet 'tik tak’), ale robi to świadomie i konsekwentnie, to jest słowo.

W mowie dziecka na tym etapie, może występować wiele homonimów. U nas na przykład słowo BAM występuje zarówno w roli rzeczownika (piłka) jak i czasownika (spadać). Podobnie jest z HALO (to zarówno 'telefon’ jak i 'dzwonić przez telefon, rozmawiać’). Za każdym razem liczę je więc podwójnie, bo występuje w dwóch różnych znaczeniach.

Policzyłam wszystkie nasze słowa. Mamy zdecydowaną przewagę rzeczowników, później czasowniki, najmniej przymiotników. Wszystkich słów używanych na co dzień mamy około 80. Liczonych „pi razy oko”. Jestem zadowolona z ich ilości, bo:

  • Są używane bardzo często i w pełni świadomie.
  • Codziennie pojawia się mnóstwo prób powtórzenia każdego nowo usłyszanego wyrazu (nawet jeśli nie udaje się to od razu, są próby).
  • Cały czas stymulujemy się językowo i ogólnorozwojowo – oglądamy i czytamy książeczki, nazywamy co się da, śpiewamy, wyklaskujemy rymowanki, opowiadamy każdy nasz ruch.

Jeśli się uprzecie, znajdziecie w sieci różne naukowe tabelki i podziały. Jedni będą wymagać od dziecka dwuletniego (na 24 miesiące) około 300 słów (jestem bliska temu stwierdzeniu), inni będą chcieć ich aż 500. Co badacz to inne metody badania. Dla mnie ważny jest obraz całego rozwoju dziecka – jakie jest dziecko, z czym ma kłopot, ile słów mówi, ale przede wszystkim czy mówi je świadomie, czy chce naśladować nowe, czy jego rozwój poznawczy jest w porządku? To jest ważne. Czy dziecko, które posiada 400 słów, ale nie używa ich w mowie spontanicznej można uznać za prawidłowo rozwijające się? Na pewno nie. Komunikacja językowa to nie ilość słów wyliczona od linijki. Oczywiście, są jakieś ramy, żeby wiedzieć czego się trzymać. Muszą być. I ja na nie patrzę, ale elastycznie. Nie wyliczam co do jednego słówka. Komunikacja językowa jest związana z całym rozwojem dziecka, najszerzej pojętym. I to wszystko trzeba mieć na uwadze podczas diagnozy.

MIMI to u nas jeden z najczęściej używanych przymiotników. Oznacza wszystko co mięciutkie i przyjemne w dotyku.

Chciałabym, żeby moje dzieci w wieku 24 miesięcy miały około tych 300 słów w słowniku czynnym. Myślę, ze tak będzie, jednak gdyby nie – będę działać. Dziś bawią mnie do łez ich określenia i nazwy. No bo wytłumaczcie mi, dlaczego Bozia to BOJA BOJA? 🙂 Wujek Kuba to po prostu AJ, bo zawsze wita się z nimi głośno wołając „hej!”. Konik to u nas wcale nie IHA, ale kląskanie językiem. Królik to nie KIC KIC, ale CKI CKI – książkowa metateza.

Moja rada? Zrób pamiętnik – listę słówek. Ale nie z zimnym potem na plecach i trzęsącą się ręką. Zrób to z uśmiechem, słuchaj, notuj. Jeśli czujesz, że dziecko mówi za mało, śmiało skonsultuj się z logopedą, bo on nie gryzie, a pokaże Ci jak pomóc mowie się rozwijać.

Wiesz dlaczego nie warto czekać aż samo się „naprawi”?

Bo mózg Twojego dziecka jest najbardziej plastyczny do 3. roku życia. Tyle. Kropka. Im szybciej zaczniesz działać, tym mniej pieniędzy wydasz na logopedę i cała terapia pójdzie szybciej. Wybacz, że tak wprost, ale takie jest życie. Starsze dziecko z opóźnionym rozwojem mowy zawsze potrzebuje więcej czasu, niż to małe.

Na koniec, pamiętaj. Mów, mów i jeszcze raz mów do dziecka. Nazywaj wszystko co widzi i co Ty robisz. Mów wolno, prosto i melodyjnie. Rób pauzy, by dać możliwość powtórzenia po Tobie. Reaguj na każde nowe słowo i dźwięk. Ciesz się jak szalona, kiedy Maluchowi coś się „wyrwie”. Pokaż mu, że dla Ciebie to jest coś bardzo szczęśliwego. Zobaczysz wtedy w jego oczach dumę i ogromną radość – „udało mi się, moja mama cieszy się z tego co powiedziałem, to musi być fajne, chcę jeszcze raz ją ucieszyć„.

„Tylko wtedy, kiedy wypowiadane komunikaty powodują zmianę zachowania i wywołują reakcję dorosłych, dziecko będzie podejmowało wysiłek, aby komunikować się językowo”

J. Cieszyńska, Wczesna interwencja logopedyczna, s. 172, Kraków, 2007.

Rozpisałam się dziś, ale mam nadzieję, że przyjemnie Ci się mnie czytało. Jestem bardzo ciekawa Twoich przemyśleń. Czy Ty też obserwujesz ilość słów w mowie Twojego dziecka?

Scroll to Top