Będzie groźnie, dziś naprawdę jestem bardzo zła!
Dzisiejszy post będzie bardzo krótki, ale treściwy. Jestem zła. Kolejny raz spotkałam się z sytuacją, w której opadają mi ręce i to dosłownie.
Poznałam dziś historię kolejnego dziecka, które zostało pozbawione odpowiedniej porady ze strony… pediatry! Sprawa prosta i dobrze mnie (i wielu moim koleżankom logopedkom) znana. Takich historii poznałam już wiele, ale dzisiejsza skłoniła mnie do napisania tego tekstu. Problem wygląda tak:
Rodzice dziecka (zwykle są to mamy) w wieku około dwóch lat zauważają i podświadomie zaczynają czuć, że coś jest nie tak. Próbują zaobserwować inne dzieci na placach zabaw, w kościołach, sklepach. Porównują je ze swoimi pociechami i zapala im się w głowie czerwona lampka – “moje dziecko nie mówi!”, “moje dziecko nie łączy wcale dwóch wyrazów”, “moje dziecko mówi ale dużo mniej” itd…
Co wtedy? Zazwyczaj przy najbliższej wizycie u pediatry rodzice zgłaszają problem. Oczekują wsparcia, porady, rozwiania wątpliwości. Nie chcą szukać porad u doktora Google ani nie spać z nerwów po nocach. Chcą najzwyczajniej w świecie wiedzieć na czym stoją i ja ich doskonale rozumiem!
A co na to pediatra? “Spokojnie, do trzeciego roku życia (!!!) ma czas. Wcześniej to nic nie da, dziecko jest za małe, dopiero po tym czasie można zacząć działać“. I tak czujność rodziców zostaje sztucznie uśpiona, a dzieci nadal rosną, a wraz z nimi rośnie ich problem. Bo brak rozwoju mowy jest PROBLEMEM.
Nie rozumiem, dlaczego pediatra nie powie “proszę zasięgnąć porady logopedy, on jest specjalistą w tej dziedzinie“. Nawet jeśli okaże się, że jakaś mama czy tata nie mieli racji, będą spokojni a dziecko zdiagnozowane u specjalisty, który się na tym zna!
Ten rok, który dziecko “czeka” na terapię jest rokiem zmarnowanym. Niestety, ale tak jest. Po co czekać kiedy można działać? I dlaczego uważam, że IM WCZEŚNIEJ TYM LEPIEJ?
- Mózg jest najbardziej plastyczny (podatny na zmiany wywołane terapią) do trzeciego roku życia.
- To z kolei oznacza, że terapia rozpoczęta przed tym terminem będzie postępować znacznie szybciej i raz dwa zobaczycie efekty.
- To wiąże się z mniejszymi kosztami – nie czarujmy się, terapia logopedyczna to też koszt dla rodziców i w porę rozpoczęta będzie trwała krócej.
- Dziecko szybko nadrobi opóźnienia w mowie i uniknie kolejnych.
To tylko główne argumenty, ale mnożyć je mogę bez końca. A co Wy o tym sądzicie? Czy też spotkaliście się z taką sytuacją? A może ktoś z Waszych znajomych? Dajcie znać w komentarzach 🙂
P.S. Z góry przepraszam wszystkich pediatrów, którzy nie zachowują się podobnie. Nie wrzucam wszystkich do jednego worka, zauważam tylko pewną niepokojącą mnie jako logopedę tendencję, wobec której nie mogę milczeć.