
O rozwoju mowy dziecka. Historia prawdziwa – część pierwsza
Pewnego dnia padło pytanie – jak to się dzieje, że mówimy? Skąd posiadamy tę zdolność? W jaki sposób się tego nauczyliśmy i właściwie – kiedy nasza mowa zaczęła się rozwijać?
Pewnego dnia padło pytanie – jak to się dzieje, że mówimy? Skąd posiadamy tę zdolność? W jaki sposób się tego nauczyliśmy i właściwie – kiedy nasza mowa zaczęła się rozwijać?
W kolejnym artykule z cyklu Warsztat logopedy przyjrzyjmy się „Zestawowi do stymulacji traktu ustno – twarzowego Bobrowski – Chojnacki”. Od jakiegoś czasu mam go w swoim gabinecie. Dziś możesz zobaczyć go u mnie.
Dzisiejszym artykułem uroczyście inauguruję na blogu cykl, który długo już czeka w kolejce. Będziemy szukać na rynku najnowszych akcesoriów i specjalistycznych pomocy przeznaczonych dla logopedów. Będziemy testować, sprawdzać i oceniać. Weryfikować cenę, przydatność w terapii i efektywność.
Pamiętasz bajkę o trzech świnkach? Każda z nich zbudowała dom z innego materiału, ale przetrwał tylko jeden – ten najsolidniej budowany od postaw, z dobrych materiałów. Czytając ten tekst na miejsce słowa „dom” wstaw „terapia logopedyczna”. Czy to znaczy, że wystąpimy w roli świnek? To właściwie zależy tylko od nas.
Zależność wszystkich układów i sfer organizmu ludzkiego fascynuje i zdumiewa. Kiedy widzisz problem, starasz się znaleźć przyczynę – chwytasz więc w dłonie cienki sznurek podejrzeń, ale już po kilku krokach, zamiast jednego, trzymasz w dłoniach dwa sznurki. Za moment jest ich pięć i ciągle odkrywasz kolejne powiązania. To nie jest łatwe, ale za to jakże
Artykuły o podobnym tytule zawsze budzą cień niepokoju – a jeśli po przeczytaniu dowiem się, że moje dziecko mówi jednak zbyt mało? Może lepiej nie czytać? Spokojnie – usiądź wygodnie i bez obaw przeczytaj dzisiejszy artykuł. Nie będzie strasznie. Dzisiejszy artykuł powstał na specjalne życzenie Ani Szynal z bloga WSPOMAGAJKI.PL – koniecznie zobacz nową, polską markę produktów edukacyjnych dla dzieci.
Jakiś czas temu koleżanka zapytała mnie – Mój syn nie ma jeszcze trzech lat, a już diagnozował go logopeda przedszkolny. Po co tak wcześnie? Czy to nie dziwne? Nie, to całe szczęście.
Gdzieś pomiędzy wypowiedzeniem ostatniego słowa wniosków po dokonanej diagnozie, a próbą rozpoczęcia kolejnego – dotyczącego planu terapii logopedycznej, spada ono. Dotąd zawieszone, niewidoczne, niedopuszczone do głosu. Tłumione, poskramiane, karcone we wnętrzu za próbę wydarcia się z ust – pytanie dotyczące czasu trwania terapii logopedycznej. Padło – uff. Możemy przejść dalej.
Być może coś zaczyna Cię niepokoić gdy obserwujesz swoje dziecko. Odpędzasz niewygodne myśli, ale one natrętnie wracają. Jadąc do pracy, codziennie mijasz szyld gabinetu logopedycznego. Odwracasz wzrok i pogłaśniasz radio – to nie jest mój problem, za miesiąc na pewno będzie już ok – myślisz. Oby tak było, ale co jeśli nie?
Jeszcze dwa miesiące temu nie przyszłoby mi do głowy, że będę musiała zamknąć za sobą drzwi gabinetu, pożegnać się z moimi pacjentami na nieznaną długość czasu i zostać w domu. Tobie też nie przyszłoby do głowy, że nagle – z tygodnia na tydzień, zostaniecie bez opieki logopedy. Nie przyszłoby nam, a jednak – jest.
Spotykamy się zwykle raz w tygodniu w moim gabinecie – widzimy się 60 minut. Cały tydzień ma aż 10 080 minut. Zostaje więc ich jeszcze 10 020… To oczywiście żart, ale oboje wiemy, że terapia logopedyczna nie kończy się, gdy zamykacie moje drzwi za sobą. Ona się dopiero zaczyna.
Chociaż nie zawsze – język wydaje się być bardzo często meritum pracy logopedy, do którego prędzej czy później docieramy w terapii logopedycznej. Nie sposób więc pominąć go, czy przesunąć do późniejszych artykułów w moim cyklu „Anatomia dla logopedy”.